ŚP. Marek Wakarecy - z blogu Adama Zemełki

Kategoria: 

Nieswojo mi stawiać przed tym nazwiskiem liter zarezerwowanych dla tych, których pośród nas zabrakło. Trzy dni temu zginął w wypadku Pan Marek Wakarecy. Burzy się we mnie, gdy myślę o tym strasznym wydarzeniu. Pasażer tylnego siedzenia ginie na miejscu przez brawurę młodociangeo kierowcy.

Mógłby opisać szeroko dokonania Marka Wakarecego, jednak przy największej rzetelności, nie starczyłoby słów, aby wyrazić ogrom jego dzieła. Był Człowiekiem Kultury w pełnym tych słów rozumieniu.

Po raz pierwszy Pana Marka spotkałem w 2007 roku. Jako świeżo upieczony student otrzymałem stypendium Marszałka za osiągnięcia artystyczne. Marek Wakarecy oraz Andrzej Pabian byli inspektorami odpowiedzialnymi za procedurę kwalifikacji kandydatów. Dwa nieprzeciętne umysły - pełne logiki i refleksji, wynikających nie tylko z wykształcenia obu Panów, ale jak mniemam z takiegoż usposobienia.

Pan Marek zaproponował, bym na gali wręczenia stypendiów odczytał któryś ze swych wierszy. Tak się składało, że byłem w trakcie formowania studenckiego teatru i chcąc go na każdy sposób rozpromować wyszedłem z nieśmiałą propozycją, aby to jedna z naszych aktorek odczytała utwory za mnie.

W roku 2008 otrzymałem stypendium po raz drugi. I po raz drugi Pan Marek poprosił mnie o odczytanie swojej poezji. A ja ponownie wysunąłem pomysł, aby zrobiła to moja przyjaciółka, startująca tamtego czasu do Akademii Teatralnej. Pamiętam, jak zapytał nieśmiało: "Czy będzie to ta sama aktorka, co przed rokiem?". Andrzej Pabian wyczuwając niezręczność rzekł: "Marek, nie wypada". Odparłem z uśmiechem: "Inna, ale nie mniej utalentowana". Ta zabawna sytuacja pozostanie w mej pamięci na zawsze.

Pamiętam wszystkie spotkania przy okazji gal stypendialnych. Jeden jedyny raz - tego roku - nie mogłem na galę przybyć. Z tej perspektywy bardzo tego żałuję.

W dziwnych czasach naszej historii Marek Wakarecy pozostawał Depozytariuszem prawdziwej Kultury, Kustoszem Sztuki, w której pojęciu mieści się całe jej bogactwo. Urzędnikiem z etosem. Okazem bardzo rzadkim.

Jedna z edycji ww. stypendiów nosiła motto: "Talent był i pozostanie darem, za który odpowiadają wszyscy, choć otrzymuje go tylko jednostka". Marek Wakarecy realizował te słowa w swej codziennej pracy, łowiąc talenty i roztaczając nad nimi opiekę. Sam dysponował talentem wielkim. Był nieprzeciętnym muzykiem - przez lata pełniąc funkcję dyrektora Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej.

Przez dwa lata mieszkaliśmy na tej samej ulicy, w odległości zaledwie kilku bloków. Pamiętam Pana Marka jak przemierzał rowerem drogę do pracy, jak spacerował ze swym psem, jak biegał w parku, w którym i ja biegałem. Jak kupowaliśmy gazetę w tym samym kiosku. Jak mijaliśmy się na Krasińskiego.

Moje ostatnie wspomnienie o Panu Marku wiąże się z rzeczą prozaiczną. Pod koniec września rozmawialiśmy przez telefon o sposobie wypłaty stypendium. Kilka zwykłych informacji. Kilka wypowiedzianych słów. O których nie śmiałbym przypuszczać, że będą ostatnimi.

/Tekst został skopiowany z blogu Adama Zemełki http://zemelka.bloog.pl/kat,747581,index.html?ticaid=6e9b7/

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <ul> <ol> <li>